Jest gorąco. Przepraszam, pomyłka. Jest kurewsko gorąco. Za gorąco żeby kiwnąć małym palcem w prawej stopy. Człowiek się klei i czuje się po prostu źle. Bo z niego kapie. Bo żaden dezodorant nie powstrzyma 30stopniowego upału. Bo nic się nie chce. Bo szybko się meczy. Bo nawet nad morze nie chce się jechać.
Nigdy nie rozumiałam jak można lubić lato. Wiosna? Okey, nie mam obiekcji. Wszystko zielenieje i robi się przyjaźnie. Powietrze ładnie pachnie i nie ma jeszcze tych paskudztw w postaci komarów i kleszczy. Jednym słowem chce się żyć. Ale kiedy temperatura przekracza 21 stopni mam wrażenie, że świat się kończy i najzwyczajniej w świecie nie ruszyła bym się nawet do łazienki gdybym nie musiała...
W moim pięknym ojczystym kraju, urlop powitał mnie przepiękną pogodą i okresem. Czyli odparzonym tyłkiem i stanem nie nadającym się do niczego. Słupek temperatury przekroczył 30 stopni i człowiekowi nie chce się żyć. Do tego miliard spraw do załatwienia : banki, ginekolog, dentysta, urząd miejski, ubezpieczalnie i wydział paszportowy... Uwielbiam urlopy... ;)